sobota, 22 kwietnia 2017

Zajączkowa tradycja

Już chwilę po Świętach, ale wcześniej jakoś nie miałam chwili na napisanie postu. W końcu po kilku miesięcznej przerwie związanej z wykańczaniem domu wróciłam do szycia i każdą wolną chwilę jaką udaje mi się znaleźć wykorzystuje właśnie na szycie. Powoli zbliża się sezon kiermaszowy, a wtedy jest właśnie najlepszy czas na sprzedaż moich uszytków więc gromadzę zapasy, żeby klienci mieli w czym wybierać :)
Ale położyłam Nataniela i postanowiłam, że napiszę o "naszej' tradycji. Nie do końca jest ona nasza, bo w pewnych rejonach Polski też się ją obchodzi. Chociaż czytając różne komentarze i wypowiedzi widzę, że bardzo różnie jest obchodzona. Mowa o zajączku, który zostawia dzieciom i nie tylko prezenty. W niektórych regionach (może lepiej napisać rodzinach, bo co rodzina to trochę inaczej) przychodzi już w czwartek, u innych w kolejne dni aż do niedzieli. Czasami dzieci szukają czekoladowych jajek, czasami zostawiają pod krzaczkami puste koszyczki i czekają aż zostaną wypełnione słodyczami, czasami szukają "gniazdek", a czasami szukają prezentów.
W naszej tradycji, którą stworzyli moi rodzice, a zaczerpnęli ją na pewno z tradycji Niemieckiej, bo tam przez jakiś czas mieszkali wygląda to tak, że w niedzielę po Wielkanocnym śniadaniu wspólnie wychodzimy do ogrodu (chociaż zdarzało się też do pobliskiego lasu) i szukamy prezentów. U nas są to prezenty, nie tylko słodycze. Najwięcej otrzymują ich oczywiście dzieci, dorośli symbolicznie. W tym roku było bardzo wietrznie, ale że to nasze pierwsze Święta w nowym domu szybko porozkładaliśmy prezenty po ogrodzie, a przy drzwiach porozrzucałam czekoladowe jajka, żeby było wiadomo, że "zajączek" już był. Radości było co nie miara. Nataniel z każdego prezentu bardzo się cieszył.
Wiem, że tradycję na pewno będziemy kontynuować, bo bardzo ją lubimy :)
A jak wygląda to u Was w domach? Przychodzi do Was "zajączek" czy nie? A jak tak to w który dzień i co zostawia?









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz