21 lutego Nataniel skończył 8 lat i tak naszła mnie refleksja, że to nie tylko Jego urodziny, ale też te 8 lat temu, były moje narodziny jako mamy, musiałam nauczyć się nowej roli i wcale nie wyglądała ona tak jak to sobie wymarzyłam i jak to było w tych reklamach gdzie wiecie niemowlak czysty, pachnący, mama uśmiechnięta w posprzątanym domu z, którego aż bije blask. Patrzący sobie w oczy, pełni miłości i jakiejś niespożytej energii. O nie to zdecydowanie nie była ta bajka...
Ale od początku Nataniel trochę pospieszył się z przyjściem na świat miał pojawić się dopiero w połowie marca, a wybrał sobie na narodziny noc 21 lutego, w sumie cała akcja zaczęła się dzień wcześniej kiedy to najpierw odeszły mi wody, później udałam się do ginekologa bo nic się nie działo oprócz tego, okazało się, że jednak poród się zaczyna, więc później przyjęcie do szpitala,mój narastający niepokój, bo to przecież jeszcze nie już, nie teraz. Później trafiłam w ręce miłej lekarki, która wzięła mnie na usg i stwierdziła, że po co mam się męczyć na patologi ciąży skoro jej nie ma i idziemy na porodówkę, ale za czym co to jeszcze ktg, po czym okazało się, że porodówka zajęta, nie mam jeszcze skurczy to chwilę mogę poczekać więc dali mi łóżko na tej patologii, ale za chwilę ktoś się po mnie zjawił, bo porodówka się zwolniła więc ogólnie trochę zamieszania, a później już procedura po procedurze i o 1:21 pojawił się Nataniel. Lekarka była zdziwiona, bo przyszła koło północy i powiedziała do rana urodzi, nie ukrywam, że po tych słowach trochę opadłam z sił, bo jak to ja już mam dość, a gdzie tam do rana. Ale okazało się, że szybciej to się potoczyło i najgorsze co z porodu pamiętam to to pieczenie przy nacinaniu i później szycie z podobno jednym z najbardziej gburowatych lekarzy na porodówce jak się później okazało. Nie ukrywam, że przyczyniło się to do tego, że powiedziałam, że następnym razem nie dam się naciąć. Oj gdybym ja wtedy wiedziała to co przy drugim porodzie ominęła bym sporo różnych nieprzyjemnych sytuacji, ale na szczęście przy Poli poród był zupełnie innym przeżyciem :)
No, ale do sedna po narodzinach Nataniela byłam szczęśliwa, że już po, wszystko było ok dostał 10 punktów, nie musiał leżeć w inkubatorze, jazda zaczęła się dopiero w dniu kiedy miałam być wypisana do domu. Na obchodzie ktoś sobie przypomniał, że on w sumie zalicza się do wcześniaków, a takim robi się badanie moczu i zrobili wyniki wyszły wskazujące na to, że coś jest nie tak był piątek, okazało się, że posiewu teraz nie zrobią, żeby sprawdzić o co chodzi dopiero w poniedziałek więc leżeliśmy przez weekend bezczynnie, potem próby pobrania moczu, później wyniki i tak okazało się, że ma bakterie w moczu i potrzebny antybiotyk, więc ostatecznie przeleżeliśmy 14 dni w szpitalu. To był ciężki czas, chciałam już normalności, a tu ani się wyspać, ani normalnie funkcjonować, dodatkowo po szyciu jeszcze po wyjściu do domu za bardzo siedzieć się nie dało. I nie było jak w reklamach... Wtedy dotarło do mnie, że moje wyobrażenia macierzyństwa mocno się różnią z tym co przyniosła rzeczywistość. Ogrom nieprzespanych nocy, bo Nataniel był z tych co potrafił budzić się nieskończoną ilość razy, co go odłożyłam i ledwo sama zagrzebałam się w kołdrę On zaczynał znowu płakać. To był czas, że studiowałam udało mi się załatwić indywidualny tok nauczania, ale jak tylko musiałam lub chciałam iść na zajęcia moja mama przejmowała opiekę nad Natem. Czego żałuję to tego, że nie wiedziałam tyle o karmieniu piersią co później, szybko się poddałam i po 3 miesiącach praktycznie całkowicie przeszliśmy na mleko z proszku. Można było tego uniknąć, ale byłam młoda, a pediatra zamiast pomóc stwierdził, że jak chodzę na studia to szkoda, żeby dziecko głodne chodziło jak mało odciągam i żeby kupić mleko i od tego zaczęło się, że z dnia na dzień mleka było coraz mniej, a ja jakoś nie wpadłam na to, żeby częściej go przystawiać. I w sumie piszę to dlatego, że przy Poli już wielu takich błędów nie popełniam. Przygotowałam się byłam świadoma swojego ciała, porodu, wiedziałam na co przy nim nie pozwolę, że chcę godnie urodzić z poszanowaniem mnie i dziecka, że będę karmić piersią. I jeśli właśnie jesteś na tej drodze planujesz ciążę, lub zbliża się twój pierwszy poród to mam dla Ciebie małą radę nie panikuj, ale dobrze poczytaj o tym jakie masz prawa i je egzekwuj na porodówce, znajdź miejsce gdzie szanuje się kobietę i jej dziecko. Nie daj sobie wmówić, że nacięcie to standard, że bez lewatywy się nie da, że nie umiesz karmić piersią, że Twoje mleko jest nie wystarczające dla dziecka i mnóstwo jeszcze innych mitów i bzdur przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Doświadczenie przychodzi z czasem, ale pewne rzeczy trzeba ogarnąć przed żałuję, że dopiero przed drugim porodem na to wpadłam, ale też jestem szczęśliwa, że drugi poród był tak zupełnie inny od pierwszego i dlatego też wiem, że się da urodzić pięknie. Nie bez bólu bo to raczej nie jest realne, ale z poszanowaniem swoich praw, bez nacinania, w pięknej atmosferze spokoju i profesjonalizmu.
Wracając jeszcze do mojego 8 letniego doświadczenia w byciu mamą wiele miałam takich chwil kiedy miałam wszystkiego dość, nic nie było katalogowo i reklamowo. Wiele razy nie miałam siły na nic, sprzątanie było ostatnią rzeczą za, którą miałam ochotę się zabrać, sama wymagałam "posprzątania" swoich myśli i wyglądu. Bycie mamą to nie słodkie telewizyjne reklamy, to ciężka praca na pełen etaty. Były łzy, była złość, ale były też chwilę szczęścia i dumy z nowych umiejętności, pierwszego ząbka, później drugiego i kolejnego, pierwszych kroków, wspólnego spaceru itd.
Macierzyństwo to mieszanina złości i radości, mieszanina smutku i szczęścia, mieszanina mega zmęczenia i przypływu sił i tak jest do dziś.
Dzisiaj z dwójką dzieci wcale nie jest inaczej. Marzy mi się chwila błogiego relaksu, w czystym domu, spokojna kąpiel w ciszy czy dzień w, którym zajmę się tylko sobą i nic po za tym nie będzie się liczyć. Ale we wszystkim trzeba zachować równowagę, ostatnio wpadł mi gdzieś wpis o tym jak ktoś pytał kto jest najważniejszy w twoim życiu mąż, dzieci, rodzina, znajomi i z ciekawości weszłam w komentarze. Było oczywiście ogrom takich gdzie najważniejsze były dzieci, ale co mnie zaskoczyło było też mnóstwo takich gdzie kobiety pisały, że dziecko i dla nich najważniejsze jest żeby ładnie wyglądało, miało zajęcia dodatkowe itd. Jedna mama nawet przyznała, że miała za złe swojej mamie, że nigdy o siebie nie zadbała tylko o swoje dzieci, a teraz jak sama jest mamą to dziecku jest w stanie kupić coś drogiego, a dla siebie nie. I znów naszła mnie taka refleksja, że we wszystkim trzeba jednak zachować równowagę. Będąc młodą mamą i studiującą nie miałam za wiele kasy, ale starałam się jak mogłam z mężem, żeby Natanielowi nic nie brakowało. Ale dopiero po kilku latach zrozumiałam, że ja właśnie też tak robię sobie nic za bardzo nie kupowałam, bo dam radę mam jeszcze ubrania co z tego, że już trochę znoszone, fryzjer od wielkiej okazji, paznokcie sama pomalowałam i dopiero po czasie zrozumiałam, że nie tędy droga. Dziecko jak najbardziej musi mieć zapewnione niezbędne rzeczy, mieć zabawki, jeśli coś lubi zajęcia dodatkowe też są wskazane, ale ja nie jestem tylko matką jestem też kobietą, a jak wiadomo kobiety lubią zadbać o siebie i teraz właśnie tak jest i nie chodzi o to, żeby chodzić teraz do fryzjera co chwilę, ale staram się chociaż raz na 3 miesiące iść, żeby się odprężyć, coś zmienić. Paznokcie idę do salonu i też je robię regularnie, bo lubię mieć je zadbane, czasem gdy potrzebuję chwili dla siebie jadę poćwiczyć. Zrozumiałam, że nie mogę być 24 godziny 7 dni w tygodniu tylko dla dzieci, że potrzebuję też chwili dla siebie, bo inaczej wszystko wokół zasnuwa się ciemnymi chmurami, bo ileż można wytrzymać w czterech ścianach w, których zrobisz jedną rzecz, odwracasz się, a dziesięć kolejnych znów czeka na zrobienie i tak bez końca. Ogarniasz dom siadasz, żeby odpocząć i z przerażeniem odkrywasz, że to co posprzątałaś wygląda jeszcze gorzej niż zaczynałaś, bo dzieci już coś upuściły na ziemię, porozkładały mnóstwo zabawek, coś zbiły, przy tym się ubrudziły i już kolejna pralka czeka na pranie, a jeszcze 3 inne są nie uprasowane.
Jeśli masz podobnie i dusisz się w tym to napiszę Ci to ja - odpuść. Dawno przestałam się interesować krytyką innych, że coś robię źle, że nie jestem wystarczająca, że przecież jestem matką i powinnam to, to i to. To, że jestem matką nie znaczy, że nie jestem kobietą, która nie może czuć się zmęczona, zła i może nie ma ochoty na słuchanie tego co ktoś o niej myśli. W naszym społeczeństwie utarło się, że najłatwiej jest krytykować innych, a "ciotek dobra rada" mamy na pęczki. O ile piękniej było by usłyszeć może Ci w czymś pomóc? Hej! Nie musisz tego robić jeśli nie chcesz, nie masz siły? Nie martw się lepiej odpocznij!
Macierzyństwo to słodko - gorzki stan i każda z Nas jest inna, każda inaczej do niego podchodzi, ale to czego ja się nauczyłam przez te kilka lat to właśnie tego, żeby robić swoje, nie patrzeć na innych i nie obwiniać się jeśli czegoś nie zrobiło się tak jak komuś się to podoba. Oczywiście mam poczucie jeszcze często, że chciała bym czasem więcej mieć czasu dla siebie, nuży mnie czasem lista obowiązków, które trzeba spełnić przy dzieciach, że odeszła w niepamięć gdzieś możliwość nie planowania i spontanicznego wypadku, bo jednak z dziećmi trzeba to już logistycznie zaplanować, ale podejmując decyzję o macierzyństwie niejako się z tym trzeba pogodzić, chociaż część osób właśnie tak jak ja nie wiedziało do końca w co się pakuje ;)
To się rozpisałam, ale może czujecie podobnie jak ja, albo ktoś ma już dość i ten wpis trochę doda mu otuchy. Najważniejsze to się nie poddawać, bo będą chwilę bezsilności i bezradności. Kiedy po położeniu dzieci spać pójdziesz pod prysznic i będziesz zasypiać na stojąco, a łzy same będą lecieć z oczu, ale pamiętajcie, że przyjdą też dni wytchnienia kiedy uśmiech dziecka wynagrodzi te kilka wcześniejszych ciężkich dni i nocy. Nie napiszę Ci, że macierzyństwo to piękny stan. Napiszę Ci, że to piękno często jest owocem mnóstwa trudnych chwil i dostrzegania w rzeczywistości drobnych radości.
A teraz owoc całego zamieszania w urodzinowym wydaniu :)